„Amerykański Sen”
„Mój pradziadek, Benjamin Warner, w 1883 roku, uciekając z małej wioski Krasnosielc, obecnie w Polsce, dawniej Carskiej Rosji, przywiózł do Ameryki swój cenny zegarek. Opuścił wieś, która była domem jego przodków przez ponad 300 lat, z jednego powodu: aby on i jego rodzina przetrwali”.
Krasnosielc, Polska, 1857 rok
Benjamin wychowywał się w złowrogim świecie, gdzie końskie kopyta zwiastowały złą wiadomość: „Nadciągają Kozacy!” Ten okrzyk przeszywał jak sztylet cały Shtetl – żydowską część Krasnosielca. Wieś była częścią osady, jedną z dwudziestu pięciu prowincji Rosji, które były ustanowione w 1772. Żydzi musieli mieć specjalne pozwolenie aby mieszkać poza tą osadą. Car Aleksander, raz na jakiś czas, puszczał Kozaków aby przeprowadzić rzeź na „tej niechcianej” rasie.
Silni, młodzi mężczyźni byli wywożeni do obozów pracy, aby stamtąd już nigdy nie wrócić.
A Benjamin właśnie w takim świecie miał się narodzić 10 Lipca 1857 roku. Benjamin wyrósł na wysokiego, dobrze zbudowanego młodego mężczyznę, który jako nastolatek miał już krzaczaste wąsy. Gdy szedł ulicami Krasnosielca, dziewczęta z utęsknieniem patrzyły w jego stronę. Pomimo tego, że był przystojny, nic innego nie miał do zaoferowania. Rzadko kiedy z jego kieszeni można było usłyszeć dźwięk złotówki lub dwóch, które zarabiał pracując jako szewc. Jedyne co miał, co miało jakąś wartość, był zegarek, który dostał od swego ojca. Był to przedmiot przekazywany z pokolenia na pokolenie. Tak jak jego ojciec, i ojciec jego ojca, Benjamin nie był wykształcony, ponieważ chodzenie do szkoły było zabronione przez Rosjan. Potajemnie uczył się u wiejskiego Rabbi.
„Musieliśmy się chować, aby się uczyć” – tak powiadał mój dziadek Harry. Może dlatego, to oszukiwanie i wręcz skradanie wiedzy spowodowało, że tak się starałem, aby tworzyć moje filmy na takim poziomie, na jakim są. Poprzez moje filmy nie chciałem tylko bawić, ja miałem potrzebę nauczać”.
Wiele lat później, tak Warner opowiadał o tych rodzinach getta w Krasnosielcu:
„ Jak spiskowcy w zbrodni, zganiali swoje dzieci do największej stodoły, i tam Rabbi przekazywał im wiedzę o religii i rasie. Zawsze stał tam ktoś na czatach, aby podnieść alarm, gdy nadchodził wróg. Dzieci, które były już wyszkolone do perfekcji w sztuce ucieczki, uciekały wtedy wykopanym tunelem, który prowadził pod Katolicki Cmentarz. A ponieważ to miejsce tradycja nazywała „Małą Święconą Wyspą”, która była strzeżona prawem, aby tam nie wchodzić, Żydowskie dzieci kuliły się w tych ich jaskiniach pod pomnikami, i były tam bezpieczne”.
Gdy Benjamin miał dziewiętnaście lat, poznał młodszą od siebie o pół roku Pearl Leah Eichelbaum. Pearl była piękną kobietą. Ben and Pearl pobrali się w 1876 roku, a w niecały rok urodziło się ich pierwsze dziecko Cecillia, a zaraz po niej przyszła na świat kolejna córka Anna. W 1881 urodził się pierwszy syn i nadano mu imię Hirsch.
Benjamin zaczął martwić się o swoją powiększającą się rodzinę. Obawiał się, że pewnego dnia, jego córki będą ofiarami Kozackich gwałcicieli, więc zaczął przyglądać się granicy z Niemcami, która była w pobliżu jego domu. Miała ona stać się drogą ucieczki. Zastanawiał się czy za tą granicą, życie jego rodziny będzie lepsze. Znał tylko jedną osobę, która uciekła do Niemiec. Był to młody mężczyzna o imieniu Waleski, który był znany jako wiejski głupek.
„Wybiorę się do Niemiec, a później postaram się dotrzeć do Hamburga”. Tak powiedział Benjaminowi podekscytowany, ale mało inteligentny młodzieniec przed wyprawą. „Powędruję tam skąd odpływają statki, jak…jak wielkie latające ptaki i odpłynę do Ameryki!”
Ameryka. W wyobraźni Benjamina Ameryka była tylko mglistą fantazją, ziemią owianą tajemnicą.
Pewnego dnia, gdy pracował w swym malutkim zakładzie szewskim, ku jego zdziwieniu otrzymał list z miejsca o nazwie Baltimore. Szybko się domyślił, że jest to miasto w Ameryce! List ten, był zniszczony i wygnieciony od swojej podróży, prawie nieczytelny.
„Przyjedź do Baltimore…bogactwo….zarobisz dwa dolary na dzień…ulice złotem płyną”. Benjamin spojrzał na kopertę. Z tyłu koperty widniał adres. Złożył list i włożył go do kieszeni swego brudnego, skórzanego fartucha. To było coś, co musiał przemyśleć. Przecież Waleski na końcu listu napisał: „Wszyscy w Ameryce noszą buty!” Benjamin przecież był szewcem. „Złoto na ulicach…” To brzmiało jak gaworzenie głupka. Ale jeśli Waleski znalazł bogactwo w Ameryce, to dlaczego jemu miałoby się nie udać? Benjamin pracował ciężej, oszczędzając każdą złotówkę.
Pod koniec roku 1881, kilka miesięcy po narodzinach Hirsch, ich pierwsze dziecko Cecillia zmarła z powodu infekcji. Miała zaledwie cztery lata. Pomimo tego, że wiele dzieci w tamtych czasach umierało, Benjamin chciał aby jego dzieci mogły mieć szansę na lepsze życie. Chciał aby miały własne dzieci i mieszkały gdzieś indziej, z dala od tego miejsca śmierci i terroru.
W 1883, gdy Benjamin skończył 26 lat pożegnał się z Pearl i dziećmi. Trzymając jej twarz w dłoniach powiedział: „ Jeśli Waleski ma rację i Ameryka jest ziemią obiecaną, ściągnę Was”.
Zanim wyjechał, Pearl uszyła mu tajemną kieszonkę w pasie spodni i włożyła tam jego zegarek.
Castle Garden, Nowy Jork, 1883
Na tej „ziemi niczyjej” tymczasowo przetrzymywano imigrantów, zanim mogli udać się do Nowego Jorku i reszty kraju. (Ellis Island powstało dopiero 10 lat po przybyciu Benjamina)
W tym właśnie miejscu imigranci byli sprawdzani przez lekarzy i czekali co przyniesie im los. Suchy kaszel mógł oznaczać gruźlicę, zmiany na twarzy chorobę zakaźną. Tyle wystarczyło aby wysłać tę osobę z powrotem do domu.
„Nazwisko?” zapytał Benjamina ostatni urzędnik. Nie rozumiejąc angielskiego stał oniemiały przed drewnianym stołem. Urzędnik zapytał ponownie, tym razem mieszając trochę polskiego i rosyjskiego. Benjamin powiedział swoje nazwisko. Urzędnik zaczął się zastanawiać jak przetłumaczyć to, co usłyszał na język angielski, tak jak robił to setki razy wcześniej z innymi imigrantami. Czy to było Varnolovsek? Varnerkovski?
W końcu napisał „Warner”.
Benjamin nigdy, nikomu nie powiedział swego prawdziwego nazwiska. Bez wątpienia chciał zapomnieć i pozostawić za sobą tamtą część życia. Może to nazwisko to Varnereski? Bardziej prawdopodobne było by Varna, co oznaczało czarny ptak w języku jakim się posługiwano w tamtych czasach w Krasnosielcu. Czasami zastanawiam się jak „Varna Bross” wyglądałoby na ekranie.
Ben Warner dotarł do Baltimore i okazało się że Waleskiego nie było pod adresem zapisanym na kopercie. Niosąc swoją skórzaną torbę z ubraniami i starym kocem, Ben rozpoczął poszukiwanie tego szalonego człowieka, który kazał mu przyjechać do Ameryki. Chodził zakłopotany w nieskończoność, przez zgiełk wrogiego nowego świata z którym przyszło mu się zmierzyć. Była zima, a ulice Baltimore pokryte były sczerniałą breją sadzy. Trudno nazwać było te ulice złotymi, tak jak nazywał je w liście Waleski.
Chodził od sklepu do sklepu, pokazując kartkę z napisem WALESKI każdemu kogo napotkał. Gdy w końcu go znalazł dziesięć dni później, Waleski pracował w zimnej piwnicy, wycinając podeszwy z kawałków grubej skóry. W świetle świecy ukazała mu się wysoka postać i zaczął się trząść, nie z zimna, lecz ze strachu. Ben krzyknął: „Oszukałeś mnie!” Drobny kolega uciekł w cień piwnicy, lecz Ben złapał go za rękę i przyciągnąwszy do siebie uściskał. „Dobrze, że mnie oszukałeś. Gdybyś powiedział mi prawdę, nie byłoby mnie tutaj”.
Ben, bardziej zdeterminowany niż jego wiejski przyjaciel, otworzył swój własny zakład na ulicy Pratt and Light w Baltimore. Z otworem w ścianie z szewską ławką i krzesłami dla klienta. Nazwał to miejsce „The Baltimore Shoe Rapair Shop”. W oknie umieścił kartkę z napisem: „Naprawiamy buty od ręki”.
Większość klientów miało tylko jedną parę butów. Dlatego cierpliwie czekali na krześle przebierając stopami, podczas gdy „wielkolud” z byłej Rosji przybijał nowe podeszwy. Ben szybko zaczął zarabiać trzy dolary na dzień. To o wiele więcej niż zarabiał w Krasnosielcu. Te czarne jak sadza ulice, które przywitały Bena, szybko zmieniły swój odcień na złoty. W niecały rok był w stanie ściągnąć do siebie Pearl i dwoje dzieci.
Zima 1883
Gdy wielkie drzwi budynku odprawy celnej otworzyły się, Pearl, Anna i Hirsch wyłonili się na światło dzienne. Biegli do Bena, a ich pakunki huśtały się u ich boku. Po tym jak prawie ich zgniótł z radości, zauważył że Hirsch bardzo urósł. Dopiero wtedy zauważył, że zamiast koszuli, ma na sobie szal żony i trzęsie się z zimna. „Co to jest?” zapytał. „Przybyłeś do swego nowego kraju pół nagi?” Hirsch wyjaśnił, że koszulę zabrał mężczyzna, ponieważ były w niej wszy. Musieli ją spalić. Ben zaśmiał się i klapiąc syna w ramię powiedział : „Mój syn, przyjechał do Ameryki bez koszuli”.
Mój dziadek uwielbiał opowiadać tę historię. „Przybyłem do Ameryki bez koszuli na plecach”. I śmiał się tym swoim delikatnym głosem, a w jego oczach była żywa radość. „Jako siedmiolatek uśmiechnąłem się do mego ojca ze współczuciem, tak jakbym rozumiał całą tą sytuację, bo wtedy nie wiedziałem dlaczego on uważał, że to śmieszne”.
Tłumaczenie: Dorota Bonisławska
Książka pod tytułem: The Brothers Warner
Autor: Cass Warner Sperling