Wycieczka w góry
”Jak dobrze nam zdobywać góry…..” zwłaszcza wtedy, gdy w perspektywie już koniec roku szkolnego a pogoda jak marzenie. W poniedziałek 1 czerwca br. bladym świtem autokar z grupą 50 uczniów klas szóstych i piątych Publicznej Szkoły Podstawowej z Krasnosielca pod opieką wychowawców – Małgorzaty Czarneckiej, Mariusza Bobińskiego, Wandy Dziąba i Andrzeja Sieraka ruszył radośnie na południe Polski. Dzieci mając w perspektywie pięciodniową wyprawę ochoczo pożegnali rodziców i zajęli miejsca w autokarze. I tak oto pędząc z bezpieczną prędkością w siną dal budzili w sobie ducha zdobywców. A zdobywanie rozpoczęto od Góry Zamkowej, na której wzniesiono Zamek w Pieskowej Skale. Tu przewodnik opowiedział wszystkim o warunkach geologicznych okolicy, właściwościach skał wapiennych i historii zamku. Pod Maczugą Herkulesa chwilę odsapnęliśmy i ruszyliśmy do Ojcowskiego Parku Narodowego. Słuchając opowieści o faunie i florze tego najmniejszego w Polsce parku narodowego wszyscy dziarsko zmierzali w kierunku jednej z najdłuższych jaskiń krasowych – Jaskini Łokietka, usytuowanej w zboczu Chełmowej Góry. W jaskini podziwiać mogliśmy różnorodne formy naciekowe i zwisające z jej stropu korzenie drzew. Niektórzy, wiedząc, że jaskinie są siedliskiem aż 17 gatunków nietoperzy, z niepokojem rozglądali się wokoło z troską myśląc o fryzurach. Ale nietoperzy już nie było. Zajrzeliśmy też do Doliny Prądnika stając pod znanym ostańcem Bramą Krakowską, podziwialiśmy nietypowych kształtów skałki (Białą Rękę, Igłę Deotymy), groty i wywierzysko krasowe – Źródełko Miłości. Po wysłuchaniu związanej z nim legendy późnym popołudniem ruszyliśmy w kierunku Zakopanego na kwaterę i obiadokolację. I jeśli ktokolwiek pomyślałby nieroztropnie, że dzieciaczki zmęczone podróżą i zwiedzaniem pójdą szybko spać to się grubo pomylił. Wiedzą wychowawcy, że młodość dodaje skrzydeł. Następnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy na szlak. Zdobywanie Tatr rozpoczęliśmy od Doliny Kościeliskiej, słuchając podczas wędrówki opowieści przewodnika o florze i faunie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Przez mostek nad potokiem skręciliśmy na stromą ścieżkę w kierunku Jaskini Mroźnej leżącej u stóp Czerwonych Wierchów. Tę ponad 400 metrową trasę przez jaskinię pokonaliśmy w niespełna godzinę. Korytarz wił się w gorę i dół, zwężał w wąziutkie szczeliny i niskie przełazy, rozszerzał i skręcał to w prawo, to w lewo. Były skalne nacieki, podziemne jeziorka i komory krasowe z gruzem skalnym. Było błoto, wilgoć i zimno. A po wydostaniu na powierzchnię było wielkie zdziwienie. Jedni dziwili się, że tak jasno i ciepło, inni, że już nie kapie na głowę. Nieliczni dziwili się, że to przeżyli. A wielu dziwiło się, że w szczelinie nie utknął pan Mariusz (bo taki wysoki) a do tego wyszedł czysty – co znaczy, że się nie czołgał! Stromymi, ale wygodnymi schodami wróciliśmy do doliny, obmyliśmy się w potoku, posililiśmy i ruszyliśmy dalej do schroniska na Hali Ornak na dłuższy popas. W drodze powrotnej odwiedziliśmy bacówkę, obejrzeliśmy formy do oscypków, próbowaliśmy zyntycę i niektórzy po raz pierwszy oscypki. Do kwatery i na obiadokolację trafiliśmy wieczorem. I wcale nie zmęczeni. Trzeci dzień rozpoczęliśmy ochoczo. Pobudka nie była konieczna. Po śniadaniu ruszyliśmy do Białki Tatrzańskiej do term ”Bania” by oddawać się wodnym szaleństwom przez blisko dwie godziny. Potem ruszyliśmy w Tatry Zachodnie. Najpierw wizyta w Muzeum Tatrzańskiego PN, gdzie poznawaliśmy życie tatrzańskich organizmów w różnych porach roku a potem utrwalaliśmy tę wiedzę dzięki interaktywnym grom edukacyjnym. Spacerowaliśmy wokół muzeum po ścieżce edukacyjnej poznając piętra roślinności tatrzańskiej. Niespodzianką, bo nie zaplanowanym punktem wycieczki okazała się skocznia narciarska Wielka Krokiew. Wjechaliśmy na nią i zjechaliśmy wyciągiem. Niejeden chłopak poczuł się jak sam Adam Małysz. Ostatnim punktem dnia było wejście na Gubałówkę. Dotarli wszyscy. Każdy swoim tempem. Niektórzy bardziej spoceni i szybciej łapiący oddech. „Nawet pan przewodnik się spocił” – słychać było na szczycie. Obejrzeliśmy panoramę Tatr, leżące u podnóża Zakopane i już mieliśmy zjeżdżać wyciągiem gdy okazało się, że wyciąg już nie działa. Kolejna niespodzianka tego dnia – schodzimy pieszo. Nie wszystkim się to podobało. Nawet wydawało się, że po górach rozszedł się złowrogi pomruk a niektórzy wzrokiem ciskali błyskawice. Ale radzi nie radzi zmusiliśmy nogi do ruchu. Trzecią niespodziankę tego dnia przeżyli wychowawcy – nikogo nie trzeba było namawiać do jedzenia, brano nawet dokładki. A wieczorem, każdy zmęczony, szybko zasnął. W czwartek, W Boże Ciało wybraliśmy się po śniadaniu na góralską mszę i procesję do Poronina. Podziwialiśmy góralskie stroje, kapelę i tradycje. Po mszy ruszyliśmy do Doliny Strążyskiej na końcu której znajduje się Wodospad Siklawica. Po powrocie ze szlaku zwiedziliśmy sanktuarium na Krzeptówkach, zabytkowy cmentarz na Pęksowym Brzysku i drewniany kościółek MB Częstochowskiej obok niego. O pamiątkach też nie zapomnieliśmy, wszak Krupówki to obowiązkowy punkt programu. Tego dnia po kolacji mieliśmy grill z kiełbaskami i oscypkami, a także zaproszonych górali, którzy w strojach ludowych z instrumentami regionalnymi opowiadali gwarą o tradycjach i obrzędach, prezentowali muzykę i uczyli tańców góralskich. Zdziwilibyście się jak chłopcy porwani góralskimi melodiami ochoczo podrygiwali i przytupywali. Aż za mała okazała się altana i trzeba było wyjść na podwórko. Ostatniego dnia o poranku opuszczaliśmy pensjonat by udać się do Krakowa, ostatniego miejsca wycieczki. Zaczęliśmy od Wawelu, obejrzeliśmy Katedrę, weszliśmy na wieżę i do grobów królewskich w podziemiach, poszliśmy pod okno papieskie na Franciszkańskiej i kościół Franciszkanów z witrażem Stanisława Wyspiańskiego, pokłoniliśmy się Smokowi Wawelskiemu i poszliśmy na Starówkę. Po krótkiej przerwie na pamiątki i obiad powędrowaliśmy do Katedry Mariackiej, obejrzeliśmy ołtarz Wita Stwosza i wysłuchaliśmy hejnału z Wieży Mariackiej. Pomachaliśmy hejnaliście i poszliśmy na lody. Kraków żegnaliśmy wieczorem, zmęczeni upałem i wrażeniami. Jeszcze tylko McDonald′s i można było wracać do stęsknionej rodziny. Zmęczeni dotarliśmy do Krasnosielca nocą ale z nadzieją na następne przygody.
Małgorzata Czarnecka